Wiersze Turystyka


Strona Główna


GALLO


Onegdaj dopadł mnie ,,sen mara”

Uderzył jak strzała zatruta

Jak gdyby film w czterech wymiarach

-Ujrzałem w moim śnie- koguta


Witam w Sardynii- kur ,,zaskrzeczał

-Poczułem jak mi cierpnie skóra-

,,Sardyńczyk’’ już od średniowiecza

A nie jakaś tam zwykła kura


Zabiorę cię w podróż magiczną

Żadnych miejsc nie będę unikał

Obejrzymy część historyczną

Czeka na nas nawet Korsyka


I Bonifacio które z góry

Swe ,,morskie usta’’ kontroluje

I groźny klif wapienny-który

Wrogom podboju zakazuje


Łodzią płyniemy do ,,Olbrzyma’’

Co w brzuchu ,,salon ‘’ ma ukryty

Tam Neptun swój ,,majątek’’ trzyma

Piękne wspaniałe  stalaktyty


Do Castelsardo i Alghero

,,Skalny Słoń’’ wchodzić nie pozwala

,,Rogatki’’ otworzy dopiero

Gdy dasz mu długi sznur z korala


Potem groblą musisz się skradać

Na niewielką wyspę Caprera

Tutaj żelazna jest zasada

Trzeba odwiedzić bohatera


Tu Gallo jakby jęknął cicho

-Aż krew zaczęła stygnąć w pięcie-

Przez myśl mi przeszło-co za licho

Przerywa sen mój w tym momencie


To była wieczność a nie chwila

Co podziałała jak Hipnoza

Umysł powoli sen zasilał

-Jestem na zamku w mieście Bosa


A stąd już kroczek do stolicy

-Słyszę znów ,,skrzeczenie’’ koguta

Tam historia jest na ulicy

W dzielnicę Castello zakuta


Potem do kultury Nuragów

Przeniosą cię wykopaliska

Barrumini dało w posagu

Muzeum dla tego ,,zamczyska’’


-A już na koniec tej wizyty

Czyli jak będzie już ,,finito’’

Przemkniemy przez-w górach ukryty

Tajemniczy region ,,Bandito’’


I tak incognito dotrzemy

Na ,,skromny’’ obiad do pasterzy

Tam sera-szynki się najemy

Jedz wszystko- bo ci się należy…


Nagle dźwięk głośny przeraźliwy

Zaczął szybko do mózgu wnikać

To Gallo dotąd powściągliwy

Zapiał z zachwytu- MOONIIKAA  !!!


T. Łuczuk

Sardynia-Korsyka   09. 2018


CZESKIE  IMPRESJE


Będąc raz lekko przeziębiony

Czując że mnie gorączka smaga

Wlazłem pod kołdrę- ciut spocony

Po chwili- już mnie wita Praga


Zaliczam spacer nad Wełtawą

Na most Karola się wdrapuję

Gdzie „Nepomucka” mękę krwawą

Rząd figur z mostu obserwuje


Dalej już krok- i „Mala Strana”

Katedra i uliczka Złota

Największy zamek na Hradczanach

I sztucznie utworzona grota


Stąd blisko już do Józefowa

I „Wieży Eifla” na Petrinie

W muzeum żydów miasto chowa

Pamięć- która nigdy nie zginie


Na Rynek przez bramę wyruszam

Do wieży ratusza z „ Orlojem”

I do pomnika Jana Husa…

-Nagle na Wyszehradzie stoję


Stąd widać wszystko hen daleko

Pragę- Wełtawę i Sudety

Nawet Skalne Miasto za rzeką

Które jest jak z innej planety


Więc idę pod Skalne Wieżyce

Patrzę na „Cukrową Homolę”

Omijam „Dzban” i „Rękawicę”

I na „Certuw  Most” się gramolę


Spostrzegam- płynąc po jeziorze

Jak „Starosta i Starostowa”

Od wieków tak stojąc na dworze

Chcieli się w „Mysiej Dziurze” schować


Powstało małe zamieszanie

Bo „Zakochani” chcieli grać

Na „Karkonosza Fortepianie”

Już nawet mi dawali znać…


Lecz ja się na bok obróciłem

Zrywając wszelkie więzy senne

Tak Pragę i Skały zwiedziłem

Zwalczając choroby jesienne…


T. Łuczuk

Czechy 08. 2017.


D R A C U L A


Osobliwe miałem widzenie

Senne- gorącej letniej nocy

Kiedy żar i słońca płomienie

Straciły nieco ze swej mocy


Zdało mi się że płyny wszelkie

Połknęła spocona koszula

A tutaj po chwili niewielkiej

Przyśnił mi się książę Dracula


-Ja jestem słynny Wlad Palownik-

Zagadał aż mi zrzedła mina

Hospodar- wołoski wojownik

Pogromca wrażego turczyna


W patrolu mym Rumunia cała

Strzegę Wołochów i Cyganów

By ich ponownie nie zalała

Migrancka fala muzułmanów


Zaczynam w „bałkańskim Paryżu”

Gdzie „Słońce Karpat” rezydował

Mimo budowli jak ze spiżu

„Niewdzięczny” lud go zamordował


Stamtąd do klasztoru Horezu

Gdzie serce Wołoszczyzny bije

I skromny pantokrator Jezus

Na ceramice wiecznie żyje


Po solidnej duchowej strawie

Mój patrol przejdzie do Sybinu

Przyjrzeć się ludowej zabawie

I łyknąć ognistego płynu


Z umiarem bo „zamula wściekle”

Mimo zagrychy świetnym „sałem”

Ja choć od wieków jestem w piekle

Całe swe życie zakąszałem


Tu coś ukłuło mnie w przeponę

-Znak że nie dotrzymałem miary-

A Wlad zakrzyknął w moją stronę

Pędzimy do Sighisoary


Tam przez turystów do północy

Oblegana moja „chawira”

I każdy chce na własne oczy

Zobaczyć krwawego wampira


Potem przez wsie zaradnych Sasów

Przejdziemy aż na koniec kraju

By łodzią cicho- bez hałasu

Patrolować deltę Dunaju


Sprawdzić co dzieje się w kanałach

Gdzie”Joźin z Baźin” się ukrywa

Kormoran i Egreda biała

Z pelikanem dostojnie pływa…


Łódź po rzece wolno płynęła

Czułem jak nią kołyszą fale

I nagle kiwać się zaczęła

Jak ciała nabite na pale..


Otwarłem oczy- przerażony

-Na stole- miód słonecznikowy

Cicho wyszeptałem do żony

Czy w miodzie nie ma jego głowy?


T.Łuczuk

Rumunia  09.2017




SZTO ONO

Czyli

CO TO


Sen który męczył mnie nad ranem

Był krótki i niespodziewany

Myślałem że już zaraz wstanę

A on mnie zabrał do Lubljany


Wprost na potrójny most Plecnika

Gdzie brzegi spina „ rzeka wierna’’

Tu nagle zdjęła mnie panika

Bo spotykam- France Preśerna


Cierpię- powiada Franc – katusze

Muszę odpokutować „dolę”

Gdyż Julia Primić- wyznać muszę

Wpędziła mnie w alkohole


Teraz na trzeźwo ci pokażę

Katedrę i zamkowe wzgórze

Wagonem- bo „z buta” nie włażę

W minutę będziemy na górze


Następny będzie zamek w Bledzie

I kościół na wyspie jeziora

Gdzie dzwon życzenia nie zawiedzie

Gdy weń uderzysz po nieszporach


Do „Mira Mar” Maksymiliana

Dotrzesz przez górską okolicę

Ja wracam – czeka mnie Lubljana

Muszę skończyć toast Zdrawljicę


Nagle poczułem mrówki w ręce

Aż mi strzyknęła mózgownica

Znów jestem w swojej „sennej męce”

Nad jeziorami w Plitwicach


Szum wody dech w piersi zagłusza

Duch gór wylewa łez kaskady

Gwar tłumu ostro dźwięczy w uszach

Już wejść po schodach nie dam rady


Więc łodzią płynę „ na Chorwację”

Do miasta Pula z zabytkami

Lecz po drodze mam degustację

Rakija i miód z orzechami


Czerwone wino –„Proszek Biały”

Prśut co głaszcze podniebienie

Melodie które podgrzewały

Patriotyczne uniesienie


Dostałem tak wielkiego „kloca”

Że widzę Istrię z lotu ptaka

Do Baśki- gdzie „Baśćanska ploća”

Zmierza bus ze znaczkiem Itaka


Ja lecę gdzie „nie była wojna”

I cisza rządzi wraz z naturą

Wiekowa Jaskinia Postojna

Była dla mnie „zaciszną dziurą”…


Nagle zbudzony jestem strzałem

Jakby ktoś sucho strzelił z bata

„Szto ono”- głośno wyjąkałem

Mową Słoweńca czy Chorwata?


Tadeusz Łuczuk

Słowenia- Istria 05.2017


W A R N E Ń C Z Y K


Widziałem we śnie Warneńczyka

-Króla z dynastii Jagiellonów-

Który z Turczynem się potykał

Co było skutkiem jego zgonu


-Co tutaj robisz Władysławie?

Pytam go sennie poufale

Legenda mówi o mej sławie

Ja przecież nie zginąłem wcale


Oddałem tron dla swego brata

Dożyłem dni na emigracji

I odkąd przebywam w zaświatach

,,Ekskursje prowadzę po Tracji


Zobaczysz miasto mej sromoty

I miejsca świętych Monastyrów

A jak już nabierzesz ochoty

Ruszymy wpierw do Nesebyru


Stamtąd od razu cię zabiorę

Do wnętrza mogiły Kurhana

Dotrzemy przez Starą Zagorę

Czyli przez Augusta Trajana


Pokażę ci dolinę kwiatków

I różę damasceńską z bliska

Która z milionów swoich płatków

Olejek różany wyciska


Tam od zapachów aż „łeb’’ boli

A więc jeśli już nie dasz rady

Lecimy do Filipopolis

Gdzie Rzym zostawił swoje ślady


A u górali na Rodopach’’

Wino-Rakija i muzyka

Powiedzie cię po stromych stokach

Przez Pamporowo do Melnika


I drogą przez Płaninę Starą

Monastyry Bogurodzicy

Duchowo pokrzepieni wiarą

Dotrzemy razem do stolicy


Niespodziewanie skurcz mnie złapał

W stalowych kleszczach noge trzymał

Lecz sen uparcie wzmacniał zapał

I szeptał mi abym wytrzymał-..


Dalej zobaczysz- ciągnął Władek

Złote cebule na świątyni

I pomnik jako niemy świadek

Za „świętość’’ jaką im uczynił


Jak przejdziesz Bulwarem Witosza

Wdepniesz na wieczorek z tańcami

To będziesz miał oczy wypłosza

Zdziwiony i oczarowany


Czeka cię jeszcze trochę wrażeń

W tej sennej magicznej wyprawie

Teraz jaskinie ci pokażę

A potem folklorem zabawię


Na małą górkę się wdrapiemy

Gdzie jest więzienie w kształcie wieży

I  Skała Straceń- tam staniemy

Kto skoczy- temu się należy


Nagle jęknąłem jak rażony

Skurcz całkiem mi wykrzywił nogę

Krzyk mój nie z gardła lecz z przepony

Wyrażał cierpienie i trwogę


Wstałem powoli ciut bolący

Obłędny ból wolniutko mijał

Zwiedziłem Bułgarię niechcący

Do czego zdolna jest Rakija


Tadeusz  Łuczuk

Bułgaria IX  2016r


 

POTWORY  i  DEMETER


Zwykle po nocy nieprzespanej

Kiedy wymęczy mnie sen mara

Zanim załapię co jest grane

To chodzę jakby na oparach


Tym razem miałem sen ‘’okrutny’’

Oto messyńskie morskie stwory

Swym dzikim śpiewem bałamutnym

Zwabiły mnie do mrocznej nory


Gdzie duszny żar i swąd popiołów

Dusiły mnie za gardło wściekle

A Scylla z Charybdą pospołu

Syczały głośno- witaj w piekle


Uciekaj stąd lub giń z kretesem

Nie jesteś silny jak Spartakus

Idż spotkać się z Archimedesem

-Dlatego pędzę do Syrakuz


Lecz tutaj deszcz spadł niespodziany

I zmył na drodze wszystkie znaki

Zgubiłem drogę skołowany

I zły aż bulgotały flaki


Jęknąłem cicho obolały

Sen dalej raczył mnie sekretem

Potwory już mnie nie ścigały

-Spotykam na drodze Demeter


-Ja szukam dziecka a ty wrażeń

Zasiadaj ze mną do karocy

Ciekawe miejsca ci pokażę

Powiada ale tylko w nocy


W mig przejedziemy drogą krętą

Do rzymskiej willi z mozaikami

W dolinę świątyń-Agrigento

Z połamanymi kolumnami


Na skałę do wioski Erice

Ze swoją świątynią obszerną

Przeszukamy wszystkie piwnice

Potem wpadniemy do Palermo


-Może na wyspach Liparyjskich

Przeklęty Hades schował córkę

Niektórzy z bogów sycylijskich

Chcą bym zawsze miała pod górkę


Na nic moja determinacja

Sama tych przeszkód nie pokonam

Nie pomoże organizacja

Zwrócę się jeszcze do Tyfona…


Nagle gruchnęło „ażem” struchlał

Myślałem- niebiosa się walą

Albo że to Etna wybuchła

A to spadł kieliszek Marsalą


Powoli wstałem zagubiony

Widzę jak żona łoże ściele

Byłem tym snem oszołomiony

Bo znowu zasnąłem w kościele.


Tadeusz Łuczuk

Sycylia , 06, 2016,


K O L C H I D A   T O U R


Wieczór był mocno zakrapiany

Więc czując że już mi „nie idzie

Siadłem w fotelu- lekko pijany

Zasnąwszy śniłem o Kolchidzie


Spałem aż brzask wdarł się nieśmiało

Poprzez pajęczą sieć żaluzji

Nieświadom tego co się stało

Zdało mi się że jestem w Gruzji


Szczyty Kaukazu grzbiety srożą

I Morze czarne w uszach szumi

Kręte drogi  krew w żyłach mrożą

-Jestem na bulwarze bulwarze w Batumi


Nie sam- bo tu wielka siurpryza

Ktoś do mnie cichutko zagaja

Postać zwiewna jak morska bryza

Czarnowłosa księżniczka Gaja


-Wskażę ci piękno tej krainy

Bożnice- kościoły- meczety

Mam osiemnaste urodziny

Zapraszam również na balety


Lecz jak się bawić- to w stolicy

W drodze wpadniemy do’’ pieczary”

Bo tam znajomi „ biesiadnicy”

Mają skład o nazwie „Winiary’’


Weźmiemy dwie konewki Czaczy

-Tyle co na małe wesele-

A na zagrychę?- Się zobaczy

Chinkami- Charczo lub Czurczchele


Potem jak mózg ci zacznie strzykać

-To jak mówią moi znajomi-

Najlepiej  jest wypić „ Ludwika’’

Albo słynną wodę Borjomi


Dalej aby czasu nie trwonić

Na górę cię zawiezie „ winda”

Zobaczymy katedrę Sioni

I świątynię Sameba Cminda


Zahaczymy o uzdrowisko

Gdzie wody lecznicze buzują

Które wyleczą prawie wszystko

Nawet „ starucha” podbudują


Po tym gdzie w skałach ludzie żyli

Już nie ma nic do oglądania

Stąd moja przyjaciółka Lilit

Zbierze nas do Erewania


Przez góry co sięgają nieba

Kryją  Chaczkary i świątynie

Szmaragdowe jezioro Sewan-

-Zatrzymamy się w Eczmiadzynie


Stąd do stolicy damy radę

Dotrzeć nawet najgorszym gratem

Później pójdziemy na Kaskadę

Gdzie poczęstują Ara-ratem


Tu chciałem już zapytać Gaję

Czy nie czas wracać do Batumi

Lecz głos ze strachu w gardle staje

I w końcu całkowicie tłumi…


Nagle zbudził mnie śpiew cerkiewny

-To w radio święta msza rozbrzmiewa-

Ten dźwięczny- mocny- zaśpiew rzewny

Przypomniał że to Lilit śpiewa….


T. Łuczuk

Gruzja-Armenia

IX  2015




B A Ł K A N I C A


Zdarzyło się wiosenną porą

Gorączka była- katar- mdłości

I kłopoty z mózgową korą

Mimo podwójnej ostrożności


Pustka kołatała po głowie

Mózg jakby z myśli wypłukany

Nagle na chwilę wraca „zdrowie”

Śnię że wyruszam na Bałkany


Zaczynam podróż od Chorwacji

Stojąc na brzegu Adriatyku

W przepięknym kurorcie Dalmacji

Znanym na świecie Dubrowniku


Oglądam miasto płynąc łódką

Stąd więcej uroku odkryję

Lecz rejs trwa dla mnie bardzo krótko

Na łodzi podano Rakiję


„Velika Cesma”- mur obronny

„Placa- Stradun”- Pałac Rektorów

Tutaj porywam pojazd  konny

I gnam galopem do Kotoru


Po serpentynach skacze „bryka”

Klifami fiordu wystraszona

Pułapce piękna się wymyka

Zanosząc modły do Trifona


Nie sposób przespać tej podróży

Po drodze cesarza Franciszka

Chociaż mi „czarny ogier” służy

Musiałem zajrzeć do kieliszka


Agrafka już drogi nie kłuje

Na „Albaniję” szlak obrany

Zaglądam do miasteczka Kruje

I wichrem pędzę do Tirany


Gdzie Skanderbeg odziany w skórę

Podziwia zegarową wieżę

I do koszmarnych bunkrów- które

Duszek Envera Hodży strzeże


Szaleńczą jazdę coś przerwało

Tu mi się poruszyła kołdra

Dwóch policjantów mnie ścigało

Aż do granicy miasta Szkodra


Tak pożegnałem „Albaniję”

Więc by nie załapać kataru

Zajadam „Ćiuftę i Tawdiję”

Po czym wyruszam do Mostaru


Na most co brzeg Neretwy spina

Jak klamrą od czasów sułtana

I czasy wojny przypomina

Gdy śmierć mu została zadana


Zaglądam cicho do meczetu

Bo jeszcze Muezin nie śpiewa

Miasto nie zdradzając sekretów

Wypycha mnie do Sarajewa


Na trakt gdzie zastrzelono wielu

Mieszkańców „serbskiego więzienia”

Aż w końcu wjeżdżam do tunelu

Żeby się wyrwać z oblężenia


I dostać się na wodospady

Zobaczyć pałac Dioklecjana

Ale już chyba nie dam rady

Bo moja „bryka”- połamana,,,


Nagle chrapnąłem po bezdechu

Otwarłem oczy przerażone

I wzrok powoli bez pośpiechu

Świdrował moją „wredną” żonę,


Tadeusz Łuczuk

Albania- BiH- Monte-Negro

V-VI  2015



WŁOSKA   KOMEDIA

 

Zdarzyło mi się w środku nocy

Gdy już Morfeusz rządził ciałem

I umysł też nie był w mej mocy

Bo śniłem nie o tym co chciałem

 

Widzę zmartwioną postać w bieli

Więc kto zacz- śpieszę się zapytać

Ja jestem Dante Alighieri

Wypędzony wolny banita

 

Samotnie krążę po Italii

Bo niema dla mnie większej kary

Z mojego miasta mnie wyparli

Więc zmierzam prosto do Ferrary

 

A stamtąd zaraz- biorąc konia

Do bazyliki San Petronio

W mieście co zowie się Bolonia

Znajomy zawrze ,,Matrymonio’’

 

Libacja ma być pod namiotem

Bo tam czas tak szybko umyka

Na stołach- na co masz ochotę

Wino-makaron i muzyka

 

Na pewno tam nie umrę z nudów

Lecz zanim kac zęby wyszczerzy

Muszę do Pizy- na pole cudów

Pomodlić się przy krzywej wieży

 

Przeproszę Boga i Etruska

Potępię me miasto ,,w cholerę’’

Że za sprawą Medyceuszka

Napadli miasteczko Volterrę

 

Tu uciął ,,gadkę’’ niczym brzytwą

Jakby na nowo myśli składał

Głowę zajętą miał gonitwą

-W Sienie czeka na mnie ,,Contrada’’

 

Dam im swą klacz-bo jeszcze młoda

A Palio dodaje prestiżu

Ja muszę zaraz po zawodach

Udać się pieszo do Asyżu

 

 

Pójdę przez wzgórza i winnice

Wioski gdzie rządzi średniowiecze

Gdzie dobrych win pełne piwnice

I czas się powolutku wlecze

 

Umyję nogi w wodospadzie

I przez Orvieto drogę skrócę

Dojdę gdzie słońce spać się kładzie

Bo do Florencji już nie wrócę….

 

Nagle zniknęła biała szata

I prysło gdzieś widziadło senne

Czy duch Dantego gdzieś w zaświatach

Chciał- bym kiedyś zwiedził Rawennę?

 

T. Łuczuk

Toskania-Umbria   IX   2014-09-27

 

KITI  NOP APSARY -

i   BUC  HO

 

Kiedy po nocy nieprzespanej

Leżałem w łożu obolały

Świt spoglądając zza firanek

Stawał się coraz bardziej śmiały

 

Lecz mrok jeszcze w izbie królował

Chowając biel gipsowej gładzi

W ciszy z porankiem się mocował

Na mnie proroczy sen sprowadził

 

Już wyobraźnia bez powodu

Zaczyna ze mną podróżować

Kulturę dalekiego Wschodu

Umysłem każe mi plądrować

 

Oglądam wszystko jakby z boku

Choć czuję szum i gwar ulicy

Jestem w zatłoczonym Bangkoku

Mieście Tajlandii- jej stolicy

 

Ten legendarny gród aniołów

Przytula rzeka Chao Praja

Animizm i magia pospołu

To filozofia uczuć Taja

 

Świętość ma tu wymiar duchowy

Bo obok Buddy leżącego

Mały posążek Szmaragdowy

I stupa słońca wschodzącego

 

Pat-Pong gdzie wielki świat mistyczny

Uciechy cielesne serwuje

Skusi masażem erotycznym

I kamasutrą oczaruje

 

Królewska łódź po Klongach płynie

Szykiem dodając majestatu

‘’Kiti Nop’’ sen mój zamknął w skrzynię

I przeniósł ją do Angor Watu

 

Chrapnąłem myśląc- nie do wiary

Dobrnąłem we śnie tak daleko

Gdy nagle piękne trzy Apsary

Podniosły delikatnie wieko

 

Mój sen wolno wylazł ze skrzyni

Widzę ogromny pąk lotosu

W sakralnym mieście świątyni

‘’Mandali’’ dawnego kosmosu

 

Tancerki zaś przyjęły pozę

Aż zachwyt mój sięgnął pułapu

Z budowli tej co budzi grozę

Na masaż wiodą do Siem Rapu

 

Po czym do baru z wielkim bólem

Na żabkę w cieście i stonogę

Chrupiącą wielką Tarantulę

Chrabąszcza i ptaszka na drogę

 

A potem jeszcze dwie świątynie

I niezdobyta twierdza kobiet

Wioska co po jeziorze płynie

I pola ryżowe w żałobie

 

Gdy okrutny reżim Pol Pota

Wyludnił stolicę Phnom Penh

Setki umierały w tych błotach

Od chorób i z głodu co dzień

 

Tu jedna z cór tego ‘’zakonu’’

Szepcząc seksownie się wygina

Mogę cię przewieźć do Sajgonu

Mam tam wujaszka Ho Chi Minha

 

Śpieszmy się bo tu są powodzie

Jak leje to już nie ma miary

Drogi i domy toną w wodzie

-Ze strachem słucham słów Apsary-

 

Mój wuj zna w kraju każdy kamień

Tunele i Świątynie złote

Wie prawie wszystko o Wietnamie

Będzie cię woził samolotem

 

I już spaceruję z wujaszkiem

Do Cholonu za nim się śpieszę

Pagody z wyrzeźbionym daszkiem

I na pocztę by słać depeszę

 

Że wujek się dwoi i troi

By najpierw odwiedzić Hajfong

Zanim dotrzemy do Hanoi

Popływać w zatoce Ha Long

 

Tam skały wystające z wody

Proszą by płynąc- cieszyć oko

I rzeźbę niezwykłej przyrody

Zapisać w pamięci głęboko

 

W stolicy wuj ma dom drewniany

Grób wielki- choć małą posturę

Nie będzie nigdy zapomniany

W świątyni czczą literaturę….

 

Nagle znalazłem się w tunelu

Tak ciasnym że nie mogłem dychać

Czyżbym w końcu dotarł do celu?

Bo umysł zaczął sen odpychać

 

Dzień już pogrzebał nocne mroki

I słońce coraz mocniej grzało

Za drzwiami usłyszałem kroki

I głosik żony- jak ci się spało..

 

T. Łuczuk

Tajlandia-Kambodża-Wietnam.  X 2013

 

Objaśnienia;

Kiti Nop-przewodnik grupy w Tajlandii

Apsary-tancerki świątyń Angkoru

Buc Ho-wujaszek Ho Chi Minh

 

 

 

I W A N U S Z K A

 

Jeszcze nim chłodny dzionek skonał

I ciemna noc objęła władzę

Mnie kumpel wieczór wziął w ramiona

I jął rozsiewać mroku sadzę

 

W pustym pokoju sam siedziałem

Za oknem hulał wietrzyk mroźny

Wtem jak obuchem w łeb dostałem

Przede mną stanął Iwan  Groźny

 

Wiszący na nim wór pokutny

Poniżał nieszczęsnego Cara

Za to że w życiu był okrutny

W zaświatach spotkała go kara

 

Prawda rzekł Iwan- tu się zgadzam

Fruwam jak „Batman” lub jak Ptica

We snach turystów oprowadzam

Po Moskwie i jej okolicach

 

Cztery wieki „robię za duszka”

I latam tam gdzie rozum każe

Wołają na mnie Iwanuszka

Wszystko co chcesz to ci pokażę

 

Kreml ze wszystkimi soborami

Których blask kopuł oczy kłuje

Wodza śpiącego za szybami

I plac gdzie wojsko maszeruje

 

Piękne pałace i pomniki

I nekropolię dygnitarzy

Stadiony w dzielnicy Łużniki

Na których słynny gest się zdarzył

 

Górę Pokłonną z lotu ptaka

Klasztor w którym żyją dziewice

Obrazy u kupca Tretiaka

Arbat- zaułki i ulice

 

Możemy zwiedzać- cal po calu

Szybciej od jednego pacierza

Potem „fruniemy” do Suzdalu

I po drodze do Włodzimierza

 

Tam dzwony „grają” co godzina

-Ja na muzykę jestem głuchy-

Na wieży dzwonnik się wygina

Jak gdyby  łyknął „Miedowuchy”

 

Na koniec jeszcze do Ludmiły

Na czas- bo ona „ostra kosa”

Jak będziesz jeszcze miał dość siły

Pokaże ci Siergiejew  Posad

 

Ja odfruwam do Carycyna

Przed świtem meldować się muszę

Bo mnie wszechwładna ,,Opricznina”

Ukaże jazdą autobusem…

 

Nagle grzmotnęło jak „Car Puszka”

Aż skoczył mi ciśnienia gradus

Krzyknąłem- zostań Iwanuszka

I już nie było po nim śladu

 

Zapadła wręcz cisza grobowa

Doznałem ogromnego stracha

Za szybą mignęła mi głowa

Ubrana w czapkę Monomacha.

T. Łuczuk   

Moskwa 08.2013

 

 

F A K I R-

H I N D U S K I

 

Spędzałem weekend na biwaku

Więc po trunkowym maratonie

Pół nagi leżąc na hamaku

Czułem jak ciało we śnie tonie

 

Cicho zrobiło się wokoło

Umysł owładnęły majaki

Tajemny wietrzyk musnął czoło

Przede mną ukazał się Fakir

 

Hinduski kuglarz i asceta

Który magicznej sztuce służy

Mnie- całkiem obcego faceta

Zaprasza gestem do podróży

 

Lecz czy finansowo podołam

Bo chudziuteńki mam portfelik

On rzecze nie myśl o ,,pierdołach’’

Podrzucę cię rikszą do Delhi

 

Wskakuj jak stoisz- ,,zakryj  ptaka’’

Ubioru nie bierz bo to blisko

Tam wszędzie chodzą na bosaka

A możesz mieć kłopot z walizką

 

Obejrzysz indyjską stolicę

Forty-meczety szczątki murów

Świątynie- całą okolicę

Potem jedziemy do Dżajpuru

 

Będziesz tam mógł słonia dosiadać

I z gracją wjechać do pałacu

W świątyni z małpami pogadać

Lecz widzę , że jesteś,, na kacu’’

 

Na tyle jeszcze mam rozumu

I ten ból głowy jest mi znany

Dam ci flaszkę mocnego rumu

A na zagrychę- dwa banany

 

Wszystko za darmo jest- a jakże

Niepotrzebny ci będzie ,,szmal’’

Nazajutrz zobaczysz fort w Agrze

I mauzoleum Tadż-Mahal

 

Ulicznych szewców i rzeźbiarzy

Figurki prosto spod ich dłuta

Wielu żebraków i nędzarzy

I klęczącego pucybuta

 

Mieszkańców ,,budek’’ tekturowych

I błagające głodne dzieci

Łażące luzem ,,święte krowy’’

Pośród ogromnych zwałów śmieci

 

Kiedy uporasz się już z ,,flachą’’

I więcej ci już nie poleją

Przedrzemy’’ się do Kadżuraho’’

Lecz już nie rikszą-a koleją

 

Jest tam świątynia specyficzna

Gdzie panom ,,mięsień ‘’się napina

Bo atmosfera jest ,,falliczna’’

A potęguje ją wagina

 

To Kamasutra daje wzory

Jak się przyjemnie popęd gasi

A ja to jeszcze byłbym skory

Podrzucić cię do Waranasi

 

Tam ,,truposz na stosie spoczywa

Nie musi męczyć się w Hadesie

A na koniec mógłbyś popływać

Niewielką łódką po Gangesie…

 

I nagle westchnąłem głęboko

-Och- to musiałbym nieźle ,,tyrać’’

Wtem otworzyłem,, trzecie oko’’

Już nie było przy mnie Fakira

 

Kac żądał setkę ,,wody życia’’

Męcząc potwornym bólem głowy

Leżałem nago-bez przykrycia

Niczym na łożu madejowym.

 

Tadeusz Łuczuk

Indie X 2012-

 

 

 

 

 

 

 

 

- Z A G R U Z K A P E T E R S B U R S K A

 

Pozwalam sobie czasem marzyć

I spełniać zamiary się staram

Lecz mimo tylu mych wojaży    

Nie byłem jeszcze w mieście Cara

 

I oto leżąc pewnej nocy

Gdy pod powieki sen się wcinał

Przechodząc w ,,ciemną stronę mocy’’

Ujrzałem we śnie Rasputina

 

Od razu wlepił we mnie oczy

I charcząc- wyrzekł takie słowa-

-Zbiegłem z pałacu tej ,,swołoczy’’

Siedziby Księcia Jusupowa

 

Zgubiła mnie chęć na kobiety

-Choć ,,postrzelony’’ jeszcze łażę

Idź do ,,Cesarzowej ‘’Elżbiety

Ona Petersburg Ci pokaże

 

Dowiezie Cię tu ,,karawanem’’

Wdepniesz do Rygi i Tallina

Przeprawę przez Narwę- ,,nad ranem’’

Długo jeszcze będziesz wspominał

 

Ale pałace i ogrody

Ceglaste kolumny rostralne

Warte są każdej niewygody

-Bo u nas eto wsi normalne-

 

Nagle na dźwięk tego języka

Chrapnąłem- poruszając głową

,,Mnich’’ o wyglądzie czarownika

Nadal zachwalał ,,Cesarzową’’

 

-Budziesz’’ po rzece pływał łódką

W twierdzy jak panisko posiedzisz

W sklepie Cię poczęstują wódką

Wszystko za darmo co Ty bredzisz

 

-Ja tutaj każde słowo ważę-

Zobaczysz Cerkwie i Sobory

Pałac Zimowy z Ermitażem

I eto wszystko bez kasiory

 

Widno jest kiedy noc się cofa

Mosty się same otwierają

I możesz wpaść do Peterhofa

Gdzie wodne kaskady śpiewają

 

Jak przed ,,Carową’’ schylisz czoła

Cmokniesz ją w;; ruku ‘’ i dasz kwiaty

Weźmie Cię do Carskiego Sioła

I do Bursztynowej komnaty-

 

Tu ,,Mnich ‘’ przerwał gadkę w pół słowa

Za kark go dusi ręka silna…

A ja chciałem jeszcze do Pskowa

I do Ostrej Bramy- do Wilna…

 

Nagle mnie komar w skroń ukąsił

Tak mocno- że musiałem wstać-

Potarłem ręką czoło- wąsik

Przerwał mi sen - ,,job jego mać…’’

 

Łuczuk Tadeusz

 

Petersburg-05 .2012

 

 

-N A D    N E W Ą-

 

Dzień słoneczny wolno kona

Purpurą oblewa ziemię

Bagnistej mgiełki zasłona

Topi w rzece Carów brzemię

 

Księżyc na niebie jak ,,krosta’’

Newa wartko wodę toczy

W kolumnach sterczące rostra

Straszą cieniem białej nocy

 

Jeździec zdradę węża trwoży

Anioł z krzyżem strzeże dworu

Jęzory polarnej zorzy

Tańczą w kopułach soborów

 

Mury twierdzy woda chroni

W kaplicy historię chowa

Złotem świeci jak na dłoni

Kopuła Izaakowa

 

Bramy tajemnice kryją

Dźwięki nocy ucho łowi

O północy dzwony biją

Pięknej cerkwi- ,,Spas na Krowi’’

 

Biała noc  barwi na szaro

Biel monastyru Smolnego

Są już nierozłączną parą

Gryfy mostu bankowego

 

Sfinks majestatycznie płynie

I w srebrnej  poświacie znika

Wieczna pamięć nie zaginie

O wystrzale z krążownika

 

Ermitaż co przy nabrzeżu

Zbiorami malarstwa kusi

Ćwiczy musztrę na maneżu

Kawaleria carskiej Rusi

 

Duch Piotra zamyka mosty

Coraz bliżej nowy dzień

Na niebie nie widać ,,krosty’’

Widok już zastąpił cień

 

Minie szybko ciepła pora

Zima włoży śnieżny kożuch

Zapłoną ognie we dworach

Fale Newy zmarzną w morzu

 

 

Łuczuk Tadeusz

 

K R Y M K A

 

Często  podczas  nocnej  burzy  

Albo  gdy gęsty  deszcz  pada

W temacie  wielkich  podróży

Sen  proroczy  mnie  dopada

 

Ostatnio  przez  noc  calutką

Przy  deszczowej  wprost  zadymie

Podróżujemy  marszrutką

Po  słonecznym  pięknym Krymie

 

Mam  z  sobą  wełnianą  chustę

Bo  tu  chłodne  są  wieczory

Chciałem  zobaczyć  Ałusztę

Oraz  Krymu  kawał  spory

 

Bez  lęku zbędnego stracha

Potulnie  siedzimy  w  aucie

Omijamy   Czatyrdaha

I zatrzymujemy w  Jałcie

 

Promenada  przy  Leninie

Biały  pałac  Aleksandra

Jaskółka  do  gniazda  płynie

Jak  wino  marki  Massandra

 

Dalej idę na piechotę

Odwiedzam  daczę  Czechowa

I  łodzią  płynę  z  powrotem

Wprost  pod  pałac  Woroncowa

 

Nagle  czuję ,że  sen  tracę

Aż  tu  niespodzianka  miła

Z nami ma  zwiedzać  pałace

Blond  cesarzowa Ludmiła !

 

Najpierw  jasna  gwiazda  kraju

Złotej  ordy  -  Girej Chana

Pałac w  Bakczysaraju

W nim  fontanna  zapłakana

 

Tatarzy  na  Czutuf Kale

Zachęcają  by  się  wspinać

Do  świątyni , która  w  skale

Gościła  kiedyś  Puszkin

Jeszcze  przy  przepaści  droga

Zdradliwym  wita  kamieniem

Radosny  triumf  i  trwoga

Targana  miłym  zmęczeniem

 

Tu  cesarzowa  rozkaże

Przez  Sudak  na ,,  ścieżkę  Cara  ‘’

W nagrodę pójdzie  na  plażę

Kto  na  ,, Kopczik ‘’ się  postara

 

Więc chciałem usiąść ,, na ławkę ‘’

Gdzie  Golicyn  wino  pijał

Lecz  poczułem  dziwną  czkawkę

Jakby  mi  ktoś  igły  wbijał

 

Ogień  w  gardle  mi  zagorzał

Zobaczyłem  Ajudaha

Co pił  wino  prosto  z  morza

I radośnie  łapą  machał

 

Ja  także uniosłem  rękę 

Lecz  mocno  się  przechyliłem

I wpadłem  w  ogromną  wnękę…

W  tym  momencie  się  zbudziłem

 

Deszcz  na  szybach  i  firankach

Zostawia  obraz  rozmyty

Światło  bladego  poranka

Tworzy  jakby  -  stalaktyty…

 

KRYM-2011

T.Łuczuk

 

 

IMAGIN {acje}

 

Wieczór spędzony nad książką

Przywidzenia potęguje

Wyobraźnia szparą wąską

Potok zdarzeń obserwuje

 

Gorączka trzeźwego chłodu

Towarzyszy tej wyprawi

Przestrzeń dalekiego wschodu

Przecina biały latawiec

 

Kraina wielkiego muru

Cesarzy i Mandarynów

Kalendarzy psów i szczurów

Fanatycznych Hunwejbinów

 

Sekret panujących rodów

Wyjawia skradając słowa

Lotos niebiańskich ogrodów

Kruczooka Cesarzowa

 

Zakazane miasto w mieście

Pas z nefrytu Złotej Wody

Wielki MAO na podeście

Pałac świątynie Pagody

 

Dzika Gęś pieczona kaczka

Fontanna śpiewy muzyka

Pierogi karmel w ziemniaczkach

Śpiąca armia ceramika

 

Klasztor groty i pieczary

Wszechobecny Budda święty

Konfucjusz synonim wiary

Na bibelotach zaklęty

 

Smoki lwy i talizmany

Szybki pociąg autostrada

Falsyfikat w kicz ubrany

Czy Feng Szui to zasada ?

 

Nowoczesność oraz bieda

Sterowana komputerem

Wszystko można zjeść i sprzedać

Wodorosty sznury pereł

 

Słońce przez jedwabie świeci

Promieniem strzela jak z procy

Wielki Mistrz rozstawił sieci

Chwyta mrok w pułapkę nocy

 

Dżonki już w przystaniach stoją

Migoczą światła Szanghaju

Budda mnie i duszę moją

Latawcem zabrał do raju

 

Nagle mignął mi nad głową

Groźny piorun spoza chmury

Chciałem chronić Cesarzową

Lecz wpadłem do ‘’Czarnej Dziury’’

 

Ocknąłem się z odrętwienia

Okropnie mnie kości bolą

Choć to nie do uwierzenie

Czułem się jak  MARCO  POLO…

 

CHINY-2011

 

T.Łuczuk

 

 

M A R O K O  -  T O U R

 

Latem po wieczorze zakrapianym wódką

Przed telewizorem usiadłem na krótko

Morfeusz zawładnął umysłem i ciałem

W wygodnym fotelu pochrapując spałem

Płyn buzował we krwi jak jasna cholera

Zobaczyłem we śnie zwierzę Dromadera

Idąc w moją stronę już po kilku krokach

Mówi do mnie wsiadaj- zmierzam do Maroka

 

Wskoczysz na grzbiet  kiedy się do ciebie zbliżę

Prychnął- i po chwili był już w Agadirze

- Ja jestem powiada wędrowny Dromader

Nawet kilka osób przewozić dam radę

 

Nie jem dużo żuję zwykle dania jarskie

Wożę ludzi szlakiem przez Miasta Cesarskie

Wieczór- Essauria- a już wczesnym rankiem

Odwiedzimy największe miasto Casablankę

 

Zobaczysz świątynię z islamskim rozmachem

Ogromniasty meczet z odsuwanym dachem

Nad wodą bo tak już jest w królewskim rodzie

Że Allach najwyższy ma swój tron na wodzie

 

Tam się możesz modlić choć jesteś niewierny

A ja pójdę po wodę do wielkiej cysterny

Będę pił do syta czyli do wiwatu

A wieczorem staniemy już u bram Rabatu

 

Obejrzysz mauzoleum i wieżę Hassana

Bramę wiatrów i pałac królewski od rana

Możesz robić zdjęcia , filmować do woli

A wszystko In Szallach jeśli bóg pozwoli  

 

Jak cię pupa zaboli- to nie moja wina

-Kiedyś po Maroku woziłem Litwina

Siedział mi na biodrach gdzie najwięcej kantów

Mówię mu- do przodu- a on NIE SUPRANTU!!

 

Tu najlepsze lekarstwo- miętowa herbata

Leczy wszelkie choroby, nawet stare lata

Lepsza niż źródełko czy grube węgorze

Z liściem mięty nic tu równać się nie morze

 

A kiedy do Meknes dojdziemy szczęśliwie

Zobaczysz jak żmije leżące leniwie

Na dźwięk wrednej piszczałki wyprężają ciała

Wiją się i skręcają jak warkocz bez mała

 

Stamtąd już do Fezu tylko rzut kamieniem

Miasto nosi na sobie Merynidów brzemię

To tutaj solone głowy buntowników

Przybijano na postrach do bram wartowników

 

Mój szlak jeszcze tylko przez Marakesz wiedzie…

Lecz ja już na grzbiecie nie mogłem usiedzieć

Bolały mnie plecy, pośladki i uda

Gdy nagle zaczęły dziać się jakieś cuda

 

Dromader przystanął i pochylił szyję

Myślałem że spadając zaraz się zabiję

Otworzyłem oczy nieco przestraszony

Atmosferą pokoju i widokiem żony

 

Która niczym duszek z zatroskaną miną

Pyta mnie zalotnie z leciuteńką drwiną

Powiedz mi- jakaż to spotkała cię kara

Że zamiast w sypialni- siedzisz tu jak Arab…

 

Maroko-2010  T.   Łuczuk 

 

 

A G A D I R

 

Zbudził mnie głos Muezina

Wzywający do modlitwy

Upalny dzień się zaczyna

Krzykiem Mewy i Rybitwy

 

Szybki świt muzykę ściszył

Tętniącej światłami nocy

Zerwał z głośnej miejskiej ciszy

Ochronny pierzasty kocyk

 

Palma przy morskim bulwarze

Pod ciężarem rosy gnie się

Chłodny wiatr z porankiem w parze

Zapachy przetwórni niesie

 

Słychać ryk syren portowych

Łoskot spadających skrzynek

Znowu statek towarowy

Przypłynął po ”fracht” sardynek

 

Stara kazba na wzniesieniu

Za poranną mgiełką znika

Długą plażę w okamgnieniu

Atlantyk falą połyka

 

Araukarie wraz z palmami

Zasłaniają pałac króla

Na souk jedzie osiołkami

Argan mięta i cebula

 

Ludzie wózki i rowery

Tu się rusza prawie wszystko

Samochody i skutery

Jakbyś wsadził kij w mrowisko

 

Słońce Meczet oświetliło

Nawet kościół z małym krzyżem

Wszystko to mi się zdarzyło

Na pobycie w Agadirze

 

Maroko 2010   T. Łuczuk

 

 

 

 

KOSZERNA  I   ,,CYMES’’

 

Jesienią gdy godziny coraz wolniej lecą

Przyszedł do mnie szwagier na małe co-nieco

Przerwałem po ,,krówce’’ mam swoje zasady

Wyczułem że więcej wypić nie dam rady

 

Zasnąłem- początkowo udając śpiącego

Zobaczyłem we śnie kolegę szkolnego

Icka Mordechaja- co miał ksywę ,,Smoku’’

Jednego przechrzczonego  ,,Jewreja’’ na roku

 

Jadę- mówi- do świętej ojców moich ziem

Wezmę cię- wolę z tobą jechać niż z obcemi

I już w Jerozolimie chodzę z Mordechajem

Mimo tłumu- pod ścianę dotrzeć się udaje

 

Do groty gdzie syna powiła Maryja

Na drogę krzyżową Dolorosa Via

Potem Bazyliki Świątynie Meczety

Aż  spocony straciłem go z oczu- o rety!

 

Co robić- pomogła przenajświętsza matka

Mignęła mi w tłumie jego ,,Arafatka’’

Nareszcie- myślałem że mnie ,,krew zaleje’’

Pojedziemy- mówi- na noc do Betlejem

 

Znam tam niezły hotel-z dosyć dobrym stołem

Przy ruchliwej ulicy zwie się ,,Pod Aniołem’’

Jak przez kilka dzionków zażyjesz wygody

Pokażę ci morze mocno słonej wody

 

Ta solanka i błoto odmienią każdego

Podobno ze ,,starucha uczynią młodego’’!

Chrapnąłem- a Icek dalej opowiadał

Niedaleko tej wody jest twierdza Masada

 

Wdrapiemy się na górę po wykutych schodach

Zobaczysz ruiny fortecy Heroda

Jak zejdziemy to prosto nad wody Jordanu

Muszę jeszcze za chrzest podziękować Panu

 

Tam przy tej chrzcielnicy ciebie pozostawię

Skoczę do Jerycha w osobistej sprawie

To nie potrwa długo- taka większa chwila

Jak wrócę- dostaniesz słodkiego Daktyla

 

Owoc zapylony koszernym owadem

Potem odwiedzimy razem Tyberiadę

Miasto nad Jeziorem- pełna euforia

Staniemy na nocleg w hotelu Astoria

 

Uraczę cię dobrą koszerną i winem

Zostaniesz; -Ja rano łódeczką odpłynę

Przyjadą po ciebie wyznawcy Koranu

Pojedziesz-przez Dżerasz- z nimi do Ammanu

 

Ta wizyta w Jordanii pewnie ci się przyda

Zobaczysz portrety króla- Haszymida

Pustynię- Beduinów i ich koczowiska

A może i Petrę pooglądasz z bliska

 

Nagle czuję jak coś mnie ściska za kolana

Obudź się bo będziesz tak chrapał do rana

Ja tą twoją Koszerną jakoś lepiej trawię

Pozwól że ja teraz ,,Cymesa’’ postawię

 

Chcąc nie chcąc- zasady ,,odprawiłem z kwitkiem’’

Zaczął mi się mylić napiwek z napitkiem

Powoli ten ,,Cymes’’ mi rozum rozbrajał

Zamiast szwagra widziałem Icka Mordechaja. 

 

Izrael-Jordania  2010   Tadeusz   Łuczuk.

 

 

C Y P R Y J A D A

 

Jak  mówią  legendy mity

Na  wyspie ,, cud ‘’ się  wydarzył

Mgłą  tajemnicy  okryty

Przy  skale około  plaży

 

Woda  solą  brzegi  bieli

Drąży skały od  zarania

Spośród  piany  i  topieli

Piękna  postać  się  wyłania

 

Zjawa - ,, cudo  na  Riwierze  ‘’

Mityczną  sławą  okryta

,Nimfa wodna  na  spacerze  ‘’

To Bogini  -  Afrodyta

 

Przy  grocie  w  źródlanej  wodzie

Co  dzień  zażywa  kąpieli

By  wyglądać  jeszcze  młodziej

Wabić  tłumy  wielbicieli

 

Przez  wieki  wygląda młodo

Nagość odrzuciła  chustę

Uwielbiana  od  Gór  Rodos

Po Pafos  i  Famagustę

 

Od  Nikozji  przez  Lefkarę

Jej  wizerunek  jest  znany

Z Adonisem tworzą  parę

Inspirując  zakochanych

 

Tu Wielki  Ryszard Lwie  Serce

Pijąc  wino  Commandarię

Urzeczony wyspą  wielce

Pojął  księżnę Berengarię

 

Nawet  kiedy   Paweł  święty

Przy  pręgierzu  był  chłostany

Bogini  mu  lekiem  z  mięty

Łagodziła  liczne  rany

 

Ale  Afrodyta  szlocha

Nie  rozumie  gdzie  przyczyna

Że  wyspa  którą  tak  kocha

Podzielona  przez  Turczyna

 

Teraz  tę  wyspę  uroczą

Nikt  z  pamięci  mi  nie wyprze

Wszystko  - wierząc  własnym  oczom

Widziałem-  będąc  na  Cyprze.

CYPR-2010

T. Łuczuk 

 

 

 

A R A B E S K A

       

 

Wieczór weekendowy w iście Polskim stylu

Byłem już po wódce i po sutym grillu

Nie chcąc gości obrazić- z angielska zniknąłem

Usiadłszy na chwilę w fotelu- zasnąłem

 

Widzę- na wielbłądzie jadę po pustyni

-Który ze zmęczenia cały pysk oślinił-

Zaczął charczeć głośno jakby chciał umierać

Więc sam przestraszony zlazłem z dromadera

 

I od razu wpadłem w piasek po kolana-

-Nagle widzę postać- czy fatamorgana?

Nie to w galabiji i z ogromnym brzuchem

Idzie Egipcjanin- imieniem Sinuhe

 

-Jestem duch Egiptu- potomek Emirów

Choć ze mną pójdziemy razem do Kairu

Do Memfis gdzie leży Sfinks alabastrowy…

-Dobra mówię- będę miał wielbłąda z głowy…

 

Zostaw- toć ,,bestyja’’ już całkiem skonana

Ja mam pobyt zgodzony w hotelu ,,Santana’’

Pokażę ci Kair od strony podwórka

W dzielnicy Sakkara żyje moja córka

 

Ma z pewnym Arabem dziewięcioro dzieci

Mieszka nad kanałem pośród góry śmieci

A potem pójdziemy gdzie robią perfumy

Muszę kilka butli wziąć dla mojej kumy

 

Bo ma suchą cerę niczym z papirusa

A chce się pokazać w świątyni Horusa…

-A może na bazar?- tam łazić nie lubię

I tak nic nie kupię -a zaraz się zgubię

 

Lepiej ci pokażę cztery piramidy

To nie sen na jawie majaki czy zwidy

Zobaczysz to wszystko jak na filmie czeskim…

-A nie idziesz przypadkiem nad Kanał Sueski?

 

Niestety kolego- według mego planu

Muszę w interesach dojść do Asuanu…

A nie lepiej koleją- dla większej wygody?

-Wolałbym by mnie Nilem przewoził krokodyl

 

Niż miałbym podróżować w tak ciasnym przedziale

Przecież tam wygody żadnej nie ma wcale

Ale gdy dotrzemy szczęśliwie na statek

Odbijemy sobie cały niedostatek…

 

Ależ mój Sinuhe- nie mamy biletów

Idź do kasy ja pędzę do supermarketu

Przecież jakieś żarcie w podróży się przyda…

-Niech cię błogosławi Bogini Izyda

 

Wiesz- dopóki życiu nie grozi Mastaba

Żarcie to największa radość dla Araba…

-A nie boisz się że cię żołądek zaboli?

Może byśmy wzieli jakiś ,,alkoholik’’

 

-Allach zakazuje- wypić nie dam rady

Zresztą muszę Nilem dotrzeć do Hurgady

A kiedy po żarciu nie poczuję bólu

Wdepniemy po drodze do Doliny Królów

 

Zobaczymy mumie Kolosy Memnona…

-W końcu ,,Arabowi’’ dałem się przekonać

Bo jego postawa podobna do Dżina

Który sprytnie uciekł z lampy Aladyna

 

Gwarzyliśmy długo o różnych ,,pierdołach’’

Statek sunął po Nilu jak gdyby na kołach

Pozwoliłem sennej nieść się wyobraźni

Choć przez chwilę będąc z ,,Arabem’’ w przyjaźni

 

Słońce dotykało promieniem-wieczoru

Z dala widać  było przedmieścia Luksoru

W obu brzegach miasta umarłych i żywych…

-Nagle czuję wnętrzności parzą jak pokrzywy

 

Po chwili żołądek dziwny ruch wykonał

Czyżby mnie dosięgła ,,zemsta Faraona ‘’?

Wstałem i pośpiesznie poszedłem z ochotą

Do miejsca gdzie Faraon zwykł chodzić piechotą

 

Egipt 2009  T.Łuczuk

 

 

T R Z Y     G R A C J E

 

Rozmyślałem siedząc nad Nilem

Czy w rzece są krokodyle

Czy też według wszelkich znaków

Nie ma tam nawet raków

 

Zapatrzony w dal przez chwilę

Widzę coś- jakby motyle

Ubrane w zwiewne kreacje

Pośpiesznie kroczą trzy Gracje

 

Zadziwiony byłem szczerze

Białe Gracje na spacerze?

Dotarły tu do Afryki

Czyżby prosto z Ameryki?

 

Tak- to Lidka zawsze żywa

Swych emocji nie ukrywa

Przykładna ciepła mamusia…

-Druga to sprytna Bogusia

 

Negocjator- co się zowie

I pomoże i podpowie

Nieobca jej połajanka…

-Za to trzecia Gracja- Hanka

 

Skromnością na wszystkie strony

Tryska jak arabskie żony

Potrafi dostrzec z daleka

Psią niedolę los człowieka…

 

Przechodzą zajęte sobą

I nie widzą ,że osobą

Która spogląda z nad Nilu

Jest -,, miłośnik krokodylów ‘’

 

Spacerują wciąż trzy Gracje

Od śniadania po kolację

A jak chcą ciała posmażyć

Wylegują się na plaży

 

A tam siedzą dwa Araby

Obserwując -,,białe baby ‘’

Szeptają jeden drugiemu

Wziąłbym wszystkie do haremu

 

Ale jak będę wyglądał

Gdy pozbędę się wielbłąda

Wszak muszę  zapłacić słono

Za kobiece ,,białe łono’’

 

-To ja już wolę kastrację

Niż utrzymywać TRZY  GRACJE…

 

T.Łuczuk

 

 

 

S E N - -   M A R A

S Z W A J C A R A

 

Pewnego wieczora-było trzynastego

Pożegnawszy wylewnie swego ,,szwagroskiego’’

Usiadłem w fotelu mocno ,,podchmielony’’

Chcąc przed snem uniknąć złośliwości żony

 

Wtedy właśnie mym ciałem zawładnął ,,Sen- Mara’’

Oto jadę karetą w przebraniu Szwajcara

W karecie mimo tłoku-przyjemnie czas płynął

A ,,Stangret’’okazał się miłą dziewczyną

 

Konie przeciągnęły karetę przez góry

Mimo że deszcz lały ołowiane chmury

,,Woźnica’’ wykazał dużo hartu męstwa

Dowożąc karetę do ,,małego księstwa’’

 

Ale tutaj duch gór- stary Liczyrzepa

Też lał wodę i kazał nam chodzić po sklepach

Chciałem pójść do zamku ale trakt był śliski

W dodatku nie mogłem odnaleźć walizki

 

Byłem przemoczony-zmęczony i struty

Bo ktoś mi podmienił moje ,,złote buty’’

Nagle konie szarpnęły karetę ,,po cichu’’

I stanęły zmęczone na popas w Zurychu

 

Napiły się wody i w cieniu zaległy

Ale młody ,,Stangret’’ -przewodnik przebiegły

Kazał im z karetą włazić na ,,Panienkę”

Choć była ubrana w ,,deszczową sukienkę”

 

-Chrapnąłem-jak dalej leciało już nie wiem

Sen wrócił gdy konie stanęły w Genewie

,,Stangret’’ wszystkich ludzi z karety wygonił

I pognał ich pieszo do miasta Chamonix

 

Do pomnika pogromców groźnej ,,Białej Góry’’

Która tanio zdobywcom nie ,,sprzedała skóry’’

A ja chciałem jeszcze konno zwiedzać Berno

Lecz muszę odebrać walizkę ,,cholerną’’

 

Ktoś ją pozostawił na stacji z benzyną…

-Nagle czuję że fotel ze mną jakby płynął

Jak gdyby mnie niosła kolejka linowa

Na szczyt co się zowie ,,Szpila Południowa’’

 

Więc mocno oparłem się na prawej nodze

Budzę się i widzę leżę na podłodze

Słabe ciało snu jeszcze nie może pokonać

On nadal mnie trzyma mocno w swoich szponach

 

Znowu konie pędzą jakby ,,dźgane szpilą’’

Ciągną pełną karetę wprost do zamku Chillon

Chciałem zostać na noc i sam się przekonać

Czy po zamku krąży  duch Lorda Byrona

 

Lecz ,,Wożnica’’co to był na jazdę pazerny

Świsnął batem i pognał konie do Lucerny

Kareta -podskakując-tak mocno pędziła

Że nagle mnie całkiem ze snu wybudziła

 

Ociężałą głowę podniosłem powoli

-Kto nie pił ten nie wie jak ,,na kacu boli –‘’

Pokój groźnie tonął w ,,pijackich oparach’’

Zaiste męczący był ten mój ,,SEN   MARA ‘’

 

Szwajcaria 2008   T.Łuczuk

 

 

P I E L G R Z Y M

 

Ciepłe popołudnie fruwają dmuchawce

Ja na ogrodowej leżałem huśtawce

Powoli mrużąc jedno- potem drugie oko

Nieco obolały zasnąłem głęboko

 

We śnie zobaczyłem małą grupkę ludzi

Na czele- w habicie-zakonnik się trudzi

Wszyscy zgodnie śpiewają -modlą się i cieszą..

-To pielgrzymka z Gniezna która idzie pieszo

 

Do miejsc gdzie Maryja tkwi Niepokalana

Zwyciężczyni dobra nad czynem szatana

Rozmawiam cichutko z duchowną osobą

I już ojciec Zygmunt bierze mnie ze sobą

 

Po godzinkach i marszu z niezwykłym uporem

Pielgrzymka do Lurdes dotarła wieczorem

Każdy ciekaw źródła- do groty się tuli

Biały- kolorowy-zdrowy i o kuli

 

Kto jubileuszu szlak trudny zaliczy

Na zupełny odpust grzechów może liczyć

Po mszach i procesji-pożegnana grota

Grupa idzie do kraju Pana Don Kichota

 

Do miejsca gdzie Apostoł Jakub przywędrował

I gdzie mu lud wierny kościół wybudował

Postój nie trwał długo-jedynie dwie doby

Gdyż mężczyźni musieli spać po trzy osoby

 

Ojciec na to. -Tak to my się nie wyśpimy

I zarządził nagły wymarsz do Fatimy

Lecz przed sanktuarium jeszcze jedna stacja

Odbyła się cicha winna degustacja

 

Kto żyw krąży-między beczkami przemyka

I cmokając-śpiesznie słodkie winko łyka

By zdążyć na wieczorną procesję Królowej

Objawionej Matki Bożej Różańcowej

 

Każdy pielgrzym świecę ku niebu podnosi

Śpiewając Ave Marja- o zbawienie prosi

Ale nikt na klęczkach nie przeszedł chodnika

Widać w grupie nie było wielkiego grzesznika

 

,,Zygmuś na bieżąco dbał o rozmodlonych

Rozgrzeszał- upominał-karcił nawiedzonych

Którzy swą pobożność rozumią  opacznie

Modląc się na pokaz- ,,zanim msza się zacznie''

 

Po kąpielach w morzu-każdy opalony

Wędruje ze śpiewem pieszo do Lizbony

Do miejsca narodzin Świętego Antosia

Który po wędrówce w końcu w Padwie osiadł

 

I nasza wędrówka ma się ku końcowi

Składamy wizytę Bratu Rogerowi

Który jedność kościoła -opłacił swym życiem

Gdy go ,,nóż szalony'' zamordował skrycie

 

Do przemarszu został niewielki odcinek

Ojciec Zygmunt zarządził śpiewanie godzinek

Czeka jeszcze Sewilla- Walencja- Granada...

-Nagle czuję na ciele że zimny deszcz pada

 

Przerażony szybko otworzyłem oczy

I widzę jak konewka moje ciało moczy

Wnuczek mówiąc do mnie-dzielnie konew trzyma

-Co tak śpiewasz dziadek-

Udajesz pielgrzyma?

 

Francja-Hiszpania-Portugalia 2008

T.Łuczuk

 

 

 

 

K A R A W A N A

 

 

Lato było upalne jak żadnego roku

Skwar dokuczał jeszcze dość długo po zmroku

I mnie także ten upał koszmarny rozłożył

Że rozum mi nakazał abym się położył

 

I byłbym tak pewnie przeleżał do rana

Gdyby nie przyśniła mi się karawana

Zobaczyłem z oddali stado dromaderów

Które niosło na grzbietach przebranych - Berberów

 

Zbliżyłem się do nich i widzę niestety

Że wielbłądy rzędem prowadzą kobiety

Nie poznałem stare czy też nastolatki

Twarze miały zakryte a na oczach siatki

 

Zrazu przebiegało wszystko według planu

Karawana doszła do wrót  Kairouanu

Lecz później niestety zaczęły się schody

Na granicy mnożono przed nami przeszkody

 

Dowódca janczarów- Wielki Murad - Pasza

Krzyknął do żołnierzy dzisiaj dobra nasza

Pobierzemy solidny ,,bakszysz’’- czyli myto

Zajmijcie się zaraz młodziutką kobitą

 

Tylko się ostrożnie odchodzić z wybraną

Trzeba jutro ją oddać ale  nieruszaną

Wyruszamy dalej z,, Gwiazdeczką ‘’ na przedzie

Pomimo trudności-karawana jedzie

 

Chce dojść do oazy by jeszcze przed zmrokiem

Stolicy Trypolis cieszyć się widokiem

Rozłożono namioty wszyscy w kucki siedzą

Makarony i kus-kus z baraniną jedzą

 

Nad ranem pobudkę urządził nam Gwiazda

Zaczęła się powrotna z karawaną jazda

Znowu po granicznych wielu tarapatach

Dromadery stanęły w oazie Mat- Mata

 

Wszyscy zakurzeni i spragnieni płynów

Nie myjąc się poszli wprost do magazynu

Gdzie potomek Fenicjan trzymał na osłodę

Słodki sok palmowy i ,,ognistą wodę ‘’

 

A wieczorem muzyka- bębny i piszczałka

Jakby skórę z barana ktoś darł po kawałkach

A przebrana tancerka  w stroju indiańca

Próbowała gwałtem porwać mnie do tańca

 

Karawana zaległa po trudnościach jazdy

Czuwał nad nią Allach i szczęśliwe ,,Gwiazdy’’

Przed nimi jeszcze Tunis oraz Kartagina….

-Nagle zbudził mnie szorstki głosik Muezina

 

Aż mi ciarki przeszły w okolicach grzbietu

Nade mną stoi niczym wieża minaretu

Małżonka i kijkiem po brzuchu mnie ,,skrabie’’

-Czemu leżysz bezczynnie- ty stary Arabie-.

 

Tunezja-Libia 2007  T. Łuczuk

 

 

 

 

 

P O R T E L K A N T A O U I

Tunezja

 

Popijając kawę w porcie

-Jako obywatel świata

Obserwuję jak w ,,Kurorcie’’

Różnorodność się przeplata

 

Tłoczno w mieście i na plaży

,,Suki’’ kuszą towarami

Tutaj można się ,,usmażyć’’

Albo cię ,,złoto’’ omami

 

Słońce grzeje ponad miarę

Morze miło szumi w uszach

Cały brzeg objęty żarem

Żadne,, ciało się nie rusza’’

 

Rozmaity przekrój nacji

Epoka karty rozdaje

Narody cywilizacji

Prezentują różne kraje

 

Śniady obok brązowego

Młodzik ze staruchami

,,Arab’’ rżnie  opalonego

,,Białas’’ leży z ,,Murzynami’’

 

Opalone młode ciała

Kształtem piersi cieszą oko

Niektórym ,,natura dała’’

Inne,, zraniła  głęboko’’

 

Starość chce dotrzymać kroku

Choć promienie ,,skórą trzęsą’’

Nie ma gorszego widoku

Niż spieczone ,,stare mięso’’

 

Tak niczym ,,kolumny leżą’’

Jak zwalone ,,morze  ruin ‘’

-Czy koledzy mi uwierzą’’

Co widziałem w El Kantui…

 

T.Łuczuk

 

 

 

 

 

 

 

D O N - K I C Z O T E R I A

 

Upał był straszliwy - wprost nie do zniesienia

I wszystko co żyje korzystało z cienia

A ja chcąc poprawić swą opaleniznę

Dyskretnie ściągnąłem ostatnią bieliznę

 

Zaległem na trawie jak mnie Pan Bóg stworzył

I już po minucie organizm sen zmorzył

Otwarły się sennego arsenału wrota

Jadę konno do kraju pana Don Kichota

 

Przez wysokie Skaliste góry Pireneje

Odnaleźć swoją panią - piękną Dulcyneę

Chcę poszukiwania wszcząć od Barcelony

Ale po przeprawie koń był tak zmęczony

 

Że chuda szkapina doczłapała z biedą

Najpierw do miasteczka zwanego Toledo

Szukałem jej po zamku- w muzeum El Greca

W katedrze i pytam każdego człowieka

 

Na migi bo słówek hiszpańskich unikam

Nic nie rozumieją- ja nie znam języka

Czuję , że już tracę na spotkanie szansę

-Nagle poczciwego widzę Sancho Pansę

 

Ten oddany giermek błędnego rycerza

Właśnie na osiołku do Madrytu zmierzał

-Zwierzak szedł powoli- gdyż ostatniej nocy

Ktoś do niego strzelał z rusznicy czy z procy

 

Ze strachu kolację pośpiesznie wydalał

Od nocnych wybuchów omal nie oszalał

Ruszamy do stolicy za Sancha poradą

Na Puerta Del Sol - do muzeum Prado

 

Przetrząsamy miasto niemal cal po calu

Szukamy jej w parkach oraz Escorialu

Zmęczeni stajemy na Plazza De Villa..

-Teraz Andaluzja- do miasta Sevilla-

 

Rzucił Sancho - ale jechać trzeba dobę

Odwiedzimy jeszcze po drodze Cordobę

Może pośród kolumn świątyni Mezqita

Ukryła się pańska piękna ,,Dolce vita ''

 

- Dulcynea- mój Sancho- pięknisia z Toboso

Po śladach jej nóżek mógłbym chodzić boso-

-Nie przystoi panie wszak jesteś rycerzem

A twój koń - Rosynant- muszę przyznać szczerze

 

Choć chudy-doczłapie już po dobach paru

Do wapiennej skały twierdzy Giblartaru

Ale cię ostrzegam , że sprytne makaki

Dadzą się koniowi i tobie we znaki-

 

-Wybacz mi mój Sancho ale nie dam rady

Dojadę powoli tylko do Granady

Jestem stary i różnych chorób mam bez liku

Na przykład co chwilę muszę robić siku

 

Ale jak dojadę szczęśliwie do celu

Odpocznę w Alhambrze - drogi przyjacielu

Wierzę , że tam właśnie spotkam się z panienką

I z radości zaraz zatańczę Flamenco

 

Potem będzie miłosny taniec z figurami

-Bo dość mam samotnej walki z wiatrakami-

Przyrzekam ,że będę przez tydzień tak tańczył

Niech wie co potrafi Don Kichot z La Manchy..

 

Nagle czuję jak w ucho wbija mi się trawa

Myślałem ,że na plaży leżę- Costa Brava

Szybko otworzyłem oczy przestraszone

Zamiast Dulcynei - zobaczyłem żonę…

 

Hiszpania  2006  T.Łuczuk

 

 

N A P O L- L E O N

 

Zwykle nie pamiętam co mi się przyśniło

Lecz tego wieczora chyba mi odbiło

Zamiast się położyć-gdyż piłem wódeczkę

Usiadłem fotelu-tylko na chwileczkę

 

Cofnąłem się we śnie prawie o dwa wieki

Ogromną karetą jadę w świat daleki

Na miejscu gdzie zwykle siedzi moja żona

Zobaczyłem mundur-w nim Napoleona

 

-Co się dzieje- pytam-Muszę się gdzieś schować

Goni mnie spod Moskwy armia Kutuzowa

Mój dzielny woźnica ma pseudonim ,,Tęcza’’

I to głównie jemu ratunek zawdzięczam

 

Jedź za mną przez Alpy-nikt nas nie dogoni

Spróbujemy najpierw  miasteczku Chamonix

A jak nie znajdziemy jakiegoś salonu

Pojedziemy dalej- wprost do Awinionu

 

Może schowam się gdzieś w pałacu papieskim…

-A nie możesz się ukryć u pani Wawelskiej?

-Ach Polka- ma oczy głębokie jak studnia

Tkwi w mym sercu jak szpila-jak Igła Południa

Zostawiłem jej kraj bo jestem żołnierzem

Chcę na Lazurowe pojechać Wybrzeże

Do Marsylji- St.Tropez i Grimaldich księstwa

Niech jeszcze nie głoszą nade mną zwycięstwa

 

Ja ich jeszcze swoimi kulami nakarmię

Pomożesz mi stworzyć jako taką armię?

Bo w boju przydaje się każda fuzyja…

-Jasne że pomogę- przestań już nawijać

 

Mam pomysł tylko zwolnij i pojedźmy kłusem

Grupa z Polski zwiedza Francje autobusem

Wielki napis ,,ALGA’’ -wrzosowe firanki

A w środku żołnierze oraz markietanki

 

Wystarczy zatrzymać i do wojska wcielić

Ja zaś czmychnę bokiem by mnie nie widzieli

Nie chcę by uznali ,że jestem szalony

Zostawiam cię i jadę w kierunku Werony

 

Bo Romeo Monteci- przodka mego ,- dziadek…

Nagle silne ukłucie poczułem w pośladek

Myślałem ,że mnie dźgnęła Julia Capuletti

Sztyletem podobnym ,,All  Dente Spaghetti’’

 

Półprzytomny jeszcze widzę w okamgnieniu

Że głowę opartą miałem na siedzeniu

Klęczałem z wypiętą pewną częścią ciała

Którą żona- budząc mnie- namiętnie szczypała…

Alpy-Lazurowe Wybrzeże  2006  T. Łuczuk

 

M R Ó W K A turecka

 

Leżałem na brzuchu-na łonie natury

Słońce grzejąc zmieniało kolor mojej skóry

Umysł zaczął pracować na dużych obrotach

Znalazłem się w kraju kożuchów i złota

 

Spotkałem derwisza-nie mogę uwierzyć

Pod zakonnym ubraniemmój kolega Jerzy

Tańcząc prosi na wspólną wyprawę dolmuszem

-Aż jęknąłem z radości ze razemwyruszę

 

Jedziemy na podbój Tureckiej Riwiery

Bez małżonek-jakoby drwale bez siekiery

Pojazd wiezie nas wolno w szaleńczym upale

Ku wapiennym naciekom wzgórza Pamukkale

 

Tu czekał nas spacer po śnieżnych tarasach

A gorąca kąpiel w mineralnych ,,kwasach''

Dodała dla ciała tak wiele magnezu

Że starczyło na szybki dojazd do Efezu

 

Dotarliśmy razem na słowicze wzgórze

-Tu jeden z derwiszy lubiący podróże

Proponuje zaraz do Stambułu ruszać

I do Europy przeprawić dolmusza

 

Drugi chce Ankarę oraz Kapadocję

Aż w końcu musiałem studzić te emocje

Poprosiłem by prorok złagodził swym wzrokiem

Mały spór-i by dalej rządził naszym krokiem

 

Więc derwisze zgodnie radzą po swojemu

Wyprawę do miasta co słynie z ,,haremów''

Gdzie nie brak cielesnych rozkoszy i wina

Gdzie króluje fallusa rządzi wagina

 

Jedziemy-a każdy pod pełnym wigorem

Niestety wszystkie damy okryte czadorem

Trzeba na wyczucie wybierać ,,ofiarę''

Badać bez dotyku-zaglądać przez szparę

 

Lub po stopach poznać młoda to czy stara

Czy warta zachodu wybrana ,,ofiara''

Nagle pierwszy derwisz do góry podskoczył

Przez szparę patrzyły nań znajome oczy

 

Wyczułem ze nad nami wiszą czarne chmury

Damy nagle uniosły czadory do góry

Zdrętwiałem-to były Halina i Gienia

Nasze żony od dawna- wręcz od urodzenia...

 

Zbudziłem się nagle jak spłoszony zając

Jakaś mrówka-w mych włosach-łazi  łaskotając

Musiałem się obrócić i wykonać skłon

Wygrzebałem ją z włosów - mrucząc- poszła won

Turcja 2005

T.Łuczuk

 

P O M O R E K

 

Pewnego wieczora siedziałem w fotelu

Obok pusta szklanica wypitego ,,chmielu’’

Morfeusz zawładnął umysłem i ciałem

Nieświadomy niczego pochrapując spałem

 

Oto senną zaczynam przeżywać przygodę

Jakieś duchy- wraz ze mną jadą samochodem

Który to-jak sądzę-przed dawnymi czasy

Należał  do ,,bryczek’’ tej najwyższej klasy

 

Duchy zrazu wesołe i do śmiechów skore

Cichły-działał na nich duch trunków,, Pomorek’’

-Krążyła wśród duchów- ,,ta wstrętna gadzina’’

W tym czasie samochód wjechał do Berlina

 

Część duchów- wraz ze mną odfruwa na wieżę

Patrzę z góry na miasto i oczom nie wierzę

Bo też taki widok nie często się zdarza

Nad Reichstagiem -złowrogi- krążył duch Malarza

 

Zatem duchy się godzą na zmianę programu

I samochód przenosi wszystkich do Potsdamu

Do San Suci- z pałacem Cesarza Wilhelma

Tu dał znać o sobie duch ,,Pomorek’’- szelma

 

Namówił część duchów na ognistą wodę

By poprawić humor- zakląć niepogodę

Powstał tumult-zaczęło dziać się coś dziwnego

Ujawnił  się duszek Augusta Mocnego

 

Choć znany to duchów osobiście nie znał

Mimo to proponuje im wyjazd do Drezna

W samochodzie raz grzało a potem chłodziło

Nikt głośno nie chrapał- nawet było miło

 

Znów ,,Pomorek’’ -płynem- zgodził duchy szybko

Zjednał ,,Żabkę z Bocianem’’ oraz ,,Czaplę z Rybką’’

Dojechali zgodnie do Saskiej stolicy

Do pałacu co słynie z jego ,,Nałożnicy’’

 

To właśnie w tym ,,zamku’’ prześliczna Hrabina

-Która jak wieść niesie- pochodzi z Krzywina

Gdzie panny dorodne- do igraszek skore

Miała,, romans’’ z Augustem- własnym Dyrektorem

 

Ale gdy wyczuła że grozi jej ciąża

Chciała na bosaka uciekać do Książa

Duchy jęły prosić by nie uciekała

Pałac bez Hrabiny ? tu cisza nastała….

 

Nagle dał się słyszeć brzęk tłuczonej szklanki

Aż zafalowały okienne firanki

Westchnąłem- szeroko otwierając oczy

-Znowu duch ,,Pomorek’’ umysł mi zamroczył…

 

Berlin-Drezno 2005  T. Łuczuk

 

  D R Z E M K A

 

Dopadła mnie kiedyś drzemka poobiednia

Zasnąłem i śniłem ,że jadę do Wiednia

Jakimś dyliżansem czy raczej karetą

A główny ,,Wożnica’’ był szczupłą kobietą

 

Karetą jechało mnóstwo pań i panów

Haliny- Beaty-nawet dwóch Julianów

Mój organizm najwyższe zmęczenie wyrażał

Gdy kareta dotarła przed pałac Cesarza

 

Franz Josef w ,,Hofburgu’’ na koniu nas witał

Ze złości zzieleniał i zębami zgrzytał

I drogę do ,,Schonbrunn’’ pokazywał ręką

Chciał coś mówić ale miał kłopot ze szczęką

 

Zmęczony w kawiarni siadłem z wielkim trudem

Piłem ,,kawę Mozart’’ jadłem ,,Apfelstrudel’’

A ,,Wożnica’’ tymczasem barwnie opowiadał

O winku, koniakach i o czekoladach

 

Jakie smaczne jedzono dają na ,,Grinzingu’’

I gdzie można -,,za bezcen ‘’- tańczyć na ,,Danzingu’’

Zrozumiałem-co dla mnie nie jest trudną rzeczą

Dlaczego Sobieski przybył tu z odsieczą

 

Nagle zapragnąłem  uciec z tego gwaru

Więc konie z karetą gnają do ,,Madziarów’’

Do stolicy co leży nad modrym Dunajem

I gdzie Węgier z Polakiem lubią się nawzajem

 

Na górę ,,Gallerta’’ dowiozły nas konie

Dalej nie chcą ciągnąć -,,stanęły okoniem’’-

-Czy tym koniom we łbach przewróciła Unia?

Jak teraz zdobędę zamek ,,Vajdahunyad’’?

 

Jak odwiedzę pałac i kościół Macieja?

Ale zaraz zaraz jest jeszcze nadzieja

Można wsiąść na statek na małą łupinę

I zobaczyć miasto chociaż odrobinę

 

Więc wszyscy na mały statek się rzucili

Naparli na burty ,że aż się przechylił

Krzyknąłem- ,,jak fiknie narobimy szkody’’

Wyjrzałem za burtę i …wpadłem do wody

 

Przerażony szybko otworzyłem oczy

I widzę jak wino moje spodnie moczy

Na ławie butelka co stała na skraju

Przewrócona- wylewa zawartość TOKAJU

Wiedeń-Budapeszt 2004  T. Łuczuk

 

R I M I N I s c e n c j e

K A L A B R Y J S K I E

 

Kiedy to się stało nie pamiętam wcale

-Mam lukę w pamięci jak ciasto zakalec-

Był wieczór za oknem kapuśniaczek siąpił

A we mnie Morfeusz senny bożek wstąpił

 

Poplątał mi umysł kończyny zniewolił

I senne ukryte marzenia wyzwolił

Płynąłem nie w łodzi lecz drewnianej balii

Ku brzegom skalistym słonecznej Italii

 

I nagle autobus spod ziemi wyrasta

Bierze mnie i wlecze do wiecznego miasta

Otoczyły mnie duszki niczym szklane lalki

Petroniusz z Neronem trzy miłe Westalki

 

I dalejże hulać po wielkim muzeum

Po Forum Romanum i po Koloseum

Katedrach-Bazylikach i ,,Plazza Navona ‘’

Fontannach-Pałacach- myślałem że skonam

 

Na szczęście Petroniusz-znawca win i kwiatów

Serwuje mi kielich nektaru z zaświatów

Już  umysł  pracuje  jakby z nową płytą

Coraz więcej duchów- ich ,,Kapo’’jest ,,Vito’’

 

On to jednym ruchem zwinął cały ,,majdan’’

I duszki lądują na ,,Costa Smeralda ‘’

Wszyscy prą do żarcia- ale tu niestety

Na stole są jaja ale jak berety

 

-Nie jeść tyle bo kuchnia wykazuje manko-

Krzyczy pogrubiony dobry duszek Franko

-Wyjedli mi pizzę ,ryby i rogale

A nie chcą popijać ,,Aoua Minerale ‘’

 

Został mi makaron i worek fasoli

Zabieraj ich zaraz na wulkan ,,Stromboli’’

Vito nie zrażony ma pomysł konkretny

Proponuje wylot do krateru Etny

 

Tam będzie orkiestra ,wino i zagrycha

Posłuchamy jak wulkan złowrogo oddycha…

-Ale duszek Etny był wzburzony wielce

I oblał nas wodą co ją miał w butelce-

 

Nagle coś trzasnęło jak gdyby ktoś strzelał

I gruchnęło aż spadłem zdrętwiały z fotela

Poczułem gorąco- myślałem że lawa

A to mi na spodnie wylała się kawa

 

Zobaczyłem duszka w kubraczku zielonym

Co chichotał szyderczo wielce ucieszony

 

Kalabria-Sycylia 2004  T. Łuczuk

 

 

M I T O L O G I A

 

Poprzez kręte korytarze

Labiryntów , grot i jaskiń

Przez kamienie w wielkim jarze

I przez plaży szorstkie  piaski

 

Poprzez morze słonej wody

-Gdzie błękitów pełna orgia-

Przez klasztory i ogrody

Przedziera się Mitologia

 

W białej szacie-ale bosa

-Opowiada cedząc słowa-

Żywot Tytana Kronosa

Który ojca wykastrował

 

Potem własne dzieci łykał

-Zeusowi nie poradził-

A ten pod postacią byka

Europę uprowadził

 

O tym jak rozpustna żona

Byka ciałem uwodziła

I stwierdziła przerażona

Że Minotaura zrodziła

 

Potwór ten pożerał panny

I młodzieńców w rok siedmioro

Aż Tezeusz nić Ariadny

Wziął i koniec był potworom

 

Lecz niepomny przyrzeczenia

Czarnym żaglem zgubił ojca

Morze jest jego imienia

On bohater i zabójca

 

W wodach Morza Egejskiego

Przeglądają się gór szczyty

Kryją groty Boga swego

Zeusa- i jego mity

 

Tu opowieść swą urywa

Mitologia kruczowłosa

Czy wiecie gdzie się ukrywa?

W Knossos- w pałacu Minosa

 

Kreta 2003  T. Łuczuk

 

G R E K--   P O L O N I A

 

Pewien ,, Zorba’’-Grek wąsaty

-Co miał swojskie imię Mietek-

Nabił sobie łeb kudłaty

Tym-by latem zwiedzić Kretę

 

Wziął osiołka- owsa sypnął

Połknął kilka kromek psomi

I to było jego dipno

Beknął- i szepcze signomi

 

Wsiadł na osła wypił stronga

Związał cztery karimaty

Popłynął na Spinolonga

Podglądać trędowatych

 

Zachwycony był pobytem

Spotkał kumpla Franko Nero

Ifigenię i Afrodytę

Późnym już i ciemnym sperą

 

Doszła Magda i Tomasso

Agia Krista i Marianos

Jeden prowadzący z klasą

Drugi śniady jak Latynos

 

Potem wszyscy wpław przez morze

Na Santorini czy Fira

By w obrzydliwym odorze

Wespół z osiołkami tyrać

 

Gdy już objechali Kretę

Chani , Sitię i Rethymnon

To w tawernie wielką fetę

Zrobili gdy było ,,cimno’’

 

Dziewczyny popiły krasi

Pojadły psomi i tiri

Oni by pragnienie zgasić

Pili rozcieńczony spiryt

 

A po nim odlot do raju

Czerwoni niczym z azteków

To byli z chłodnego kraju

-Turyści co rżnęli Greków-

 

T. Łuczuk

 

 

Psomi- chleb

Spinolonga- wyspa trędowatych

Dipno- obiad

Nero- woda

Krasi-wino

Tiri- ser

Strong- piwo

Spera- wieczór

Signomi- przepraszam

 

 

D U S Z E K      D J O K L E C J N A

 

Brałem udział w wyprawie śladami Cesarza

-Który wielu chrześcijan wywlókł od ołtarza-

Przez Plitwice- Split- Trogir aż do Dubrownika

Los dziewczynę przydzielił nam za przewodnika

 

Ów Cesarz co okrutnie tępił  ,,chrześcijany’’

Czuwał nad wyprawą za duszka przebrany

Wzywał Boga wiatrów by napędzał chmury

I lał ile wlezie- moczył nas jak kury

 

Nie pomogło ściskanie Biskupa za palec

I modły do Milenki nie pomogły wcale

Kiedy chciał to lał wodę na członków wyprawy

Żeby nam dokuczyć- ot tak dla zabawy

 

Dopiero gdy dotarliśmy do Dubrownika

Ubłagał go wszechwładny uśmiech przewodnika

I słońce gorące ogromne jak beczka

Zaczęło grzać mury pięknego miasteczka

 

Wieczorem gdy upał zaczynał zanikać

Dziewczyna przywiodła nas do Sibenika

Gdzie czekał wypoczynek i niezła wyżerka

Oraz wypad nad rzekę i wodospad Krka

 

A potem libacja- rakiję  ,,po troszku’’

I jedyne na świecie białe wino w proszku

Na stół powędruje złota śliwowica

Ożujsko- Makarska oraz Trawarica

 

Gdy po nocy zmęczony ocknąłem się z rana

Nie czułem nad sobą ducha Dioklecjana

Słoneczko po niebie zaczynało brykać…

Jak wiele może zdziałać- uśmiech przewodnika.

 

Chorwacja 2002 T.Łuczuk

 

D Z I W N Y   S E N

 

Miałem w nocy sen dziwoląg

Śniłem ,że jestem w Wenecji

I stamtąd wielką gondolą

Popłynąłem wprost do Grecji

 

Morze całe w białej ślinie\

Rzucało nią jak łupinką

Zaś gondolier w pelerynie

Okazał się być blondyną

 

Kapeluszem rozwiał chmury

Ściszył morze niczym fakir

I gondola poprzez góry

Niesie mnie do Kalambaki

 

Tu nagle kamienne stwory

Ciągną mnie po ścianie śliskiej

Spadam niczym meteoryt

W objęcia Pytii Delfijskiej

 

W świątyni kapłanka stara

Coś mi do ucha bełkocze

Duszę się już w tych oparach

Lecz słyszę słowa prorocze

 

Zabiorę cię Pytia rzecze

Aż na samo dno Tartaru

Tylko poczekaj człowiecze

Mam awarię autokaru

 

Więc przenosi mnie starucha

Do Aten- na wieczór Grecki

Gdzie tancerka- tańcem brzucha

Zabawia gości z wycieczki

 

Ciało swe sprytnie wygina

Mieczem kreśli dziwne łuki

W kącie Grek Zorba zaczyna

Przygrywać jej na buzuki

 

Śpiewy ,tańce i napitek

Po prostu-żyć nie umierać

Lecz muszę zdążyć przed świtem

Idę szukać gondoliera

 

Niech mnie wyrwie z objęć nocy

Wezwie na pomoc ,,Ajaxa’’

Nagle otworzyłem oczy

Na stole stała,, metaxa’’

 

Niestety butelka pusta

Zbyt wielka była pokusa-

Dziwny smak pozostał w ustach

Czuję w tym rękę Zeusa

 

GRECJA-2001

T.Łuczuk

 

 

C Z E S K I    F I L M

 

Wypiłem wieczorem cztery kufle piwa

Poczułem że głowa mocno mi się kiwa

Więc walnąłem ciało na miękką pierzynę

By sobie podrzemać  chociaż odrobinę

 

Śniły mi się góry- owieczki i konie

I zajazd  ,,Zalesie’’ -już po czeskiej stronie

Zasiadam w ogromnej jadalni- czy barze

A tutaj witają mnie znajome twarze

 

-A hoj Tadeuszku- wołają z okrzykiem

-To je Milan -mówią mieszanym językiem

-Ja sem Jiżi- a to moja żonka Gena

-A ja sem  Frantiszek a to je Irena-

 

-Rozumim co wy tu do mnie hovożite

Teraz ja was pytam- co wy tu robite?

Skąd śe tutaj wzięla cala naśa  paćka

W tym zadnim zajeździe Milana Sedlaczka

 

-My tu z kieliszkami bawime se w berka

W uteri  pojedem vlakiem do Sumperka

A jak wypijemy tutaj piwa beczku

Pójdeme odwiedzić ,,chatkę na Kopećku’’

 

A czy można u was popravit urodę

Pluskać się i wypić mineralną wodę

Bo mi w zadek wlazła jakaś dziwna kolka

I mnie nie rajcuje nawet svarna holka-

 

-Dam ja tebe radu- żika tak Milanek

Bo ja doświadczony w tych sprawach kochanek

Dvakrat dennie wypij dwa literki mlićka-

A bude ci sterczał jako velka svićka-

 

-To je dobra rada- powiada Halina-

Bo już sama ne wim co to za  przyczyna

Że on od tygodnia tylko w okno kuka

A nie chce wieczorem swojej żonki ,,szukać’’

 

-I ja mam to samo- podchwyciła Gena

-Mój Frantiśek lepsi-przerywa Irena-

Już mu na fujarku wlożilam kaganiec

Bo letal po holkach jak dachowy obsraniec

 

-Wtem widzę że kelner prinios potrawiny

Zjem i zaraz jadę do Velkiej Losiny

Tam wymoczę ciało w siarczanowym stawie

I może w ten sposób kondycję poprawię-

 

Nagle na golasa do stawu wskoczyłem

Tak było gorąco że się obudziłem

Zobaczyłem holkę niezwykłej urody

Co miała na piersiach- Cyckowe Wygody..

 

Czechy-Velkie Łosiny 2001  T.Łuczuk

 

CRACOVIANA

 

Wieczór był deszczowy i ciepły zarazem

Siedziałem w fotelu ,,Pod leciutkim gazem ''

Płyn wypity z żołądka dawał dziwne znaki

Wyzwalając w umyśle zwidy i majaki

 

Zrazu biegłem- lecz po kilkunastu krokach

Już byłem w karecie ciągniętej przez smoka

W której to wesoła ,,Bakałarzy'' paka

Podążała traktem do grodziska Kraka

 

Do kolebki nauki- jak tradycja każe

W swoje święto - raz w roku -jadą ,,Bakałarze''

-Smok zziajany- spocony i pokryty kurzem

Dociągnął karetę pod wawelskie wzgórze

 

Tu zbereźnik miał jeszcze na dziewicę chrapkę

I już nawet na nią zastawił pułapkę

Lecz zmęczenie zabrało mu chęć do panienki

Poszedł do swej ,,nory '' skorzystać z łazienki

 

Kiedy wszedł to ujrzał że właśnie ta jama

Została zajęta przez jakiegoś ,,chama ''

I mocno stetrane poczciwe smoczysko

Musiało w nocy mościć nowe legowisko

 

A pedagogicznie wykształcone ciało

Całą grupą stare grodzisko zwiedzało

Teatry-Kazimierz- żydowską dzielnicę

Kościół Maryjacki oraz Sukiennice

 

Zamek na Wawelu- Katedrę i Rynek

Restauracje- wśród których króluje Wierzynek

Barbakan- Piwnice i Pałac Biskupa

Starą synagogę na ulicy Kupa

 

Klasztory śródmiejskie - uliczne kapliczki...

- Wreszcie jakiś ,,skarbnik '' wziął ich do Wieliczki

I wtrącił w podziemia starej solnej żupy

- Nagle coś przerwało me senne wygłupy

 

Wyglądało jak skała -kolczasta i długa

Poznałem- to w parku ojcowskim maczuga

Ta okrutnie skuteczna broń Herkulesowa

Rąbnęła mnie nagle aż zgrzytnęła głowa

 

Chrząknąłem- aż głośno zagrały oskrzela

Przytrzymałem się ławy by nie spaść z fotela

Tu dotarło do mnie- ,,drobnego pijusa ''

Że upadła pusta butelka KRAKUSA...

 

Kraków  T.  Łuczuk

 

 

 

 

P O R A N E K  W  S Z C Z A W N I C Y

 

Zbudził mnie rześki  poranek

Nad potokiem mgła wisiała

Powieki mam ołowiane

Jeszcze noc snu nie zabrała

 

Dzień już resztki nocy kruszy

Miarowo tyka zegarek

Szum wody łaskocze uszy

To szumi potok- Grajcarek

 

Jednostajnie przed bryczkami

Stukają końskie podkowy

Słońce swymi promieniami

Już oplata park zdrojowy

 

Na przystani flisak młody

Gotuje tratwę do drogi

By Dunajca wartkie wody

Niosły ją przez skalne progi

 

Linową kolej przyjmuje

Porośnięta  Palenica…

Razem ze mną- konstatuję-

Ze snu budzi się- Szczawnica.

 

T.Łuczuk

 

P O D T A T R A M I

 

U podnóża gór wysokich

-Które mgłami są zasłane-

Prezentuje swe uroki

Słynne miasto - Zakopane

 

Malownicza okolica

-Góry, śnieg i mnóstwo kwater-

Jest niczym mała stolica

Naszych ukochanych Tater

 

Gwarno, tłoczno na Krupówkach

-Przygrywa uliczny skrzypek-

Na straganach i w bacówkach

Żętyca, bundz i oscypek

 

Fiakrzy bryczką lub saniami

-Wożą ceprów hen-wysoko-

A kozicom pod turniami

Wdzięcznie mruga Morskie Oko

 

Pomników i tablic wiele

-Zasłużonym hołd oddały-

Na Pęksowym- przy kościele

Czuwa ,,Bajarz'' -duch Sabały

 

Zimą śnieg stoki zabieli

Skryje szlaki i ulice-

Przy watrach będą siedzieli

Bachledy i Gąsienice

 

Giewont zaś krzyżem stalowym

Jak tarczą miasto otacza

I patrzy- razem z Kasprowym

Na morze -w stronę Trzęsacza...

T.  Łuczuk

 

 

W G Ó R Y

 

Chcesz zdrowie poprawić

Jesteś do niczego ?

Przyjedź się zabawić

Do Zakopanego

 

Po kilku godzinach

Poczujesz się zdrowy

I możesz się wspinać

Pieszo na Kasprowy

 

A wszelkie choroby

-Paluszek czy główka-

Na różne sposoby

Leczy Gubałówka

 

Po takim zabiegu

Będziesz spał głęboko

Lecz się nie wyleguj

Idź na Morskie Oko

 

Albo do doliny

Gdzie pięć stawów mruga

-Od Łysej Polany

Droga nie jest długa

 

Potem od Nosala

Na Krupówki wędruj

I w kawiarniach-barach

Do rana kolęduj

 

Nazajutrz pół-żywy

Mój drogi kolego

Wyjedziesz szczęśliwy

Z Zakopanego

 

T. Łuczuk

 

 

UZDROWISKO

 

Wieczorny spacer nad potokiem

Ścieżką zdeptanych traw zieleni

Gdy woda płynąc ,,równym krokiem ''

Wymusza rozmowę kamieni

 

Kaskady szumem drażnią uszy

Popychając taflę do skoku

I zapraszają kuracjuszy

Na promenadę przy potoku

 

Tu ciepły wiatr owiewa twarze

Wciska się w szczeliny gałęzi

Na krótko zatrzymać się karze

Trzymając chwile na uwięzi

 

Księżyc nieśmiało spoza góry

Oświetla ruiny zamczyska

A kolorowych świateł sznury

Promują dary uzdrowiska

 

W pijalni ruch przy ,,Celestynie ''

,,Tytus ''walory swe zachwala

Kto wód leczniczych nie ominie

Tego choroba nie powala

 

A kiedy gasną sanatoria

I pustoszeje promenada

Potoku nocna alegoria

Sposób na spacer podpowiada

 

Pośród wazonów kwiatów wonnych

Wrócimy brzegiem do pokoju

Do willi ,,JASNA ''- sióstr zakonnych

Na wzgórzu w RYMANOWIE ZDROJU

 

Tadeusz  Łuczuk